á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
W rozdziale o Sebyle, czytamy, że poeta ćwiczył na skrzypcach, a muzyka była nieodzownym elementem jego życia. Przez wiele lat zgłębiał wiedzę o harmonii i kontrapunkcie. „W liryce tej kołyszą się żałobne dzwony, fale oceanu, stawy i morza, drzewa, liście i trawy, niebo i gwiazdy, a nawet dnie, noce i cała wieczność”. O Baczyńskim powie się tu tak: „W trudny do uchwycenia sposób uzyskał on w młodym wieku świadomość, że śmierć wkrótce rozstroi instrumentarium jego talentu”. Wiele interpretowanych przez dyrygenta-Małczyńskiego poezji, pozostaje „pod batutą przemijania”.
Małczyński pisze bardzo blisko wierszy, a jednak sytuując omawianą twórczość w kosmicznej perspektywie. To osobiste szkice, ale nie prywatne, osobne, a jednak budujące wspólnotę wrażliwości. Znamienitą cechą Małczyńskiego jest doskonale wyważona narracja. Wszystkie ingrediencje są tu zmieszane idealnie, z troską o każdą najmniejszą drobinę. Po aptekarsku. Cierpliwa, a jednak dramatyczna to opowieść. Wiele w tych tekstach ciemnych chmur, zwalistych, a jak światło – to przeszywające. Eseje, które są jak bliźniaki na wadze. Książka przywracająca należyty szacunek poezji, w sposób niezwykły mówiąca o sprawach ducha, poruszeń serca, aksjologii. O dźwiękach odpędzających zwątpienia i spojrzeniach, zapodziewających smutek. Małczyński przypomina, że należy pielęgnować to, co piękne, kruche, pojedyncze, naznaczone ewangelicznym pogłosem. Małczyński uczy nas, że do kresu smutku trafiają oprócz muzyki, pojedyncze, przyszpilające strofy. Zostajemy na skraju percepcji możliwej i niemożliwej.